Pobrali się w roku 1887. Stanisław miał 32 lata, Gabriela 18. Zamieszkali w małej wielkopolskiej wiosce o nazwie Łódź, która swą nazwę zawdzięcza podobno ciekawemu położeniu między dwoma jeziorami, ale zapewne również rodowi Łodziów, pierwszych właścicieli wsi. Gabriela i Stanisław zamieszkali w domu stojącym naprzeciw urokliwego, drewnianego kościółka, krytego wówczas strzechą.
Stanisław został w nim organistą. Gabriela była felczerem, wyrywała też potrzebującym zęby. Nie wiem gdzie mogła nauczyć się tej trudnej przecież sztuki ale wieść rodzinna niesie, że była silną, zdecydowaną kobietą, surową dla gromadki swych dzieci. Urodziła ich dwanaścioro, wśród nich Józia, mojego dziadka, którego podobnie jak jego rodziców nigdy nie poznałam. Gabriela klasyfikowała podobno swe potomstwo wg ich temperamentu preferując część grzeczniejszą. Józef należał do dzieci zdecydowanie niegrzecznych, w co – znając burzliwe koleje jego dorosłego życia – łatwo mi uwierzyć. Wraz z częścią swego rodzeństwa wybrał się kiedyś na żeglarską wyprawę po pobliskim jeziorze, przystosowując do tego celu domową balię do prania. Innym razem szukał przygody w przykościelnej kaplicy grobowej narażając się na bardzo dotkliwe cielesne konsekwencje swych czynów wymierzane przez rodzicielkę. Gabriela żądzy przygód nie potrafiła jednak w Józefie zahamować. Już w wieku 16 lat wyruszył szukać szczęścia w Berlinie.
Do Łodzi wrócił znacznie, znacznie później zabierając na wspomnieniową wycieczkę swojego synka, mojego tatę. Nie odwiedzali rodziny, która już dawno tam nie mieszkała. Wędrowali ścieżkami pobliskiego parku narodowego, odpoczywali nad jeziorami, wchodzili do kościółka. Józef opowiedział też swojemu synkowi o kolejnej przygodzie swego dzieciństwa, kiedy pod korzeniami starej lipy wykopano szkielet rosłego, średniowiecznego rycerza w zbroi. Drzewo ma się dobrze do dziś, co właśnie kilka dni temu sprawdziliśmy osobiście.
Lubię wycieczki w te okolice, choć jeździmy tam rzadko. Taka wyprawa ma dla nas nie tylko wartość sentymentalną. Jest świetnym pomysłem na ciekawy wypoczynek.
Zacznijmy raz jeszcze od kościółka. Oprócz pachnącego drewnem wnętrza, zwróćcie uwagę na dzwonnicę z siedemnastowiecznymi dzwonami, z których jeden upamiętnia zwycięstwo pod Wiedniem.
Murowana kaplica dobudowana do kościoła, kryje szczątki rodziny Potockich. Pałac w którym mieszkali znajduje się w oddalonym o 3 km Będlewie. Wiedzie do niego polna droga, którą bez problemu można przejechać samochodem. Potoccy zapewne wiele razy przemierzali ją powozem, a drogę zacieniała nieistniejąca już aleja śródpolna. Na rozstaju dróg miniecie wspomnianą już przeze mnie lipę i pomnik św. Jana Nepomucena wciąż trzymającego pieczę nad obsianymi polami, chroniąc je przed gradobiciem i zalaniem.
O historii pałacu w Będlewie można przeczytać na jego stronie — > KLIK.
Znakomitym właścicielem rezydencji był poznański społecznik Bolesław Potocki, fundator gruntu pod Teatr Polski. W jego wzorcowym folwarku odbywał rolnicze praktyki Maciej Mielżyński, który zakochał się w pięknej córce Potockiego, Felicji.
Z powodu odrzuconego uczucia próbował popełnić samobójstwo i grożąc kolejnym, wzbudził podobno litość Felicji, która zgodziła się go poślubić. Ta decyzja przyniosła rodzinie nieszczęście. Po latach, zazdrosny mąż, oficer armii pruskiej podejrzewając małżonkę o zdradę, zastrzelił ją wraz z domniemanym kochankiem w ich pałacu w Dakowach Mokrych. Felicja osierociła troje dzieci. Jej portret znajdziecie na ścianie hotelu, który mieści się w dawnych będlewskich zabudowaniach folwarcznych. Pałac jest obecnie w remoncie ale zachęcamy Was do spaceru, a nawet piknikowania na terenie parku. Bez trudu znajdziecie w nim nawet odpowiednie do tego ławki i stoły.
Z Będlewa, już asfaltową drogą można wrócić nad jezioro Dymaczewskie, to po którym pływał w balii mój mały dziadek. Warto skierować się na teren hotelu Szablewski w Dymaczewie Nowym gdzie można skorzystać z wydzielonej plaży i pogłaskać Benka…
Naszym zdaniem jednak, plaża w Dymaczewie nie umywa się do tej, którą od niedawna udostępniono w Pożegowie-Gliniankach.
Jej dane lokalizacyjne znajdziecie na stronie Mosina.pl
Glinianki to nie tylko strzeżona plaża, ale i atrakcyjnie zagospodarowany teren rekreacyjny z wieżą widokową…
…i bliskim sąsiedztwem tras spacerowych Wielkopolskiego Parku Narodowego.
Podobno spragniony Napoleon odnalazł tu zamiast poszukiwanej wody, źródło z szampanem, co upamiętnia wybudowana ku czci tego wydarzenia studnia.
No cóż, musujący trunek chyba już trudno w niej znaleźć ale dzięki temu na pewno zdecydowanie łatwiej o spokój w czasie wędrówki.
Spragnionym i głodnym polecamy jeszcze leżącą blisko Mosiny restaurację Chlebowy Domek.
Wakacje jeszcze trwają! Polecamy Wielkopolskę 🙂
/
2 komentarze
Pięknie napisane 🙂
Podróże w miejsca przodków niosą ze sobą tyle myśli i wzruszeń – wspaniale, że tak dużo wiecie i możecie sobie te historie przekazywać. Pozdrawiam 🙂
Magdo! Dziękuję za miły komentarz. Tak mało mamy ostatnio czasu na blogowanie 🙁
Ściskam ciepło. Agnieszka